Legenda o trzech kamiennych świnkach
Legenda o trzech kamiennych świnkach
Wąchockie odpusty sławne były nie tylko w najbliższej okolicy, ale i w całej diecezji sandomierskiej. Stanowiły one, przy swym charakterze religijnym popularną formę kontaktów towarzyskich. Chodziło się na nie tłumnie i z ochotą, tym bardziej, że uroczystości odpustowe w Wąchocku trwały przez trzy dni. Zaczynały się one w kościele klasztornym 15 sierpnia na święto Wniebowzięcia N.M.P., zwane popularnie „Matki Boskiej Zielnej”. Matka Boża jest patronką zakonu cystersów i wąchockiego kościoła.
16 sierpnia chodziło się do wzniesionego na wzgórzu za cmentarzem małego kościółka pod wezwaniem św. Rocha. Natomiast 17 sierpnia uroczystości odpustowe przenosiły się na drugi koniec Wąchocka do kapliczek św. Jacka, wybudowanych na polanie w pobliżu młyna na Sinej Wodzie.
W czasie tych trzech dni miejscowość odwiedzały liczne rzesze pielgrzymów. Na odpusty, oprócz pątników, przybywało wiele dziadów. Były to dziady – prawdziwi nędzarze, że litość brała, bez nogi, bez ręki, ociemniali. Siadali najczęściej przed wejściem do kościoła i prosili i jałmużnę.
Kramarzy też było dużo. Mieli oni na sprzedaż książeczki do nabożeństwa, różańce, medaliki. A przy tym pełno było kramów z różnymi zabawkami, świecidełkami, koralami, napojami i jadłem. Piekarze oferowali różnorodne pieczywo, a masarze smaczne wędliny. Ludzie kupowali różne pamiątki, bo każdy musiał coś z odpustu przynieść.
Dawno temu, na odpust św. Rocha wybrała się z dwójką kilkuletnich dzieci pewna biedna wdowa z Grzybowej Góry. Dzieci były bardzo zadowolone, gdyż była to ich pierwsza wyprawa do miasta i to jeszcze w dniu wielkiego odpustu. , o którym nasłuchały się wielu ciekawych opowiadań.
Po skończonej sumie wdowa z dziećmi poszła obejrzeć odpustowe kramy. Było tam wiele różności. Dzieci prosiły mamę, aby im coś kupiła, ta jednak nie mogła spełnić ich próśb i oczekiwań, ponieważ nie miała pieniędzy. Za ostatnie grosiki kupiła jedynie plecioną bułkę, która dzieciom smakowała, jak świąteczny placek. Wreszcie nadeszła pora powrotu do domu. Dzieci nie chciały wracać. Ciągnięte przez matkę za ręce z płaczem opuszczały miasto.
W czasie drogi powrotnej opowiadały sobie wrażenia z odpustu i ciągle narzekały, że mama im nic nie kupiła.
Były bardzo zmęczone i głodne, dlatego ciągle płakały i marudziły. Biedna wdowa, również zmęczona, nie mogła sobie z nimi dać rady.
Gdy byli już w lesie na polanie, zdenerwowana ich narzekaniem matka wypowiedziała słowa: „Wy nieznośne jak prosięta dzieci a bodajby was diabeł w świnie zamienił, a bodaj byście, choć na moment skamieniały, to bym se choć trochę odpoczęła.” Na te słowa zjawił się z trzaskiem wąchocki diabeł i z ochotą zamienił dwójkę dzieci w kamienne figury bardzo podobne do świnek. Zrozpaczona tym faktem matka zaczęła głośno płakać i jednocześnie błagać, aby dzieci z powrotem ożyły. Nic to nie pomogło. Usiadła w pobliżu skamieniałych dzieci i prosiła czarta, aby także ją w kamień zamienił. Diabeł spełnił to życzenie.
Te kamienne głazy do dziś leżą w pobliżu polany przy leśnej drodze do Grzybowej Góry. przestrzegając dzieci przed złym zachowaniem, a matki przez wzywaniem pomocy diabła do wychowania swoich pociech.
Źródło: „WĄCHOCK przewodnik turystyczny” B. Kułaga, M. Gonciarz